Wcześnie zaczęli

Starszy z braci, Maciej, przyszedł do punktu krwiodawstwa w momencie ukończenia 18 lat. Po pewnym czasie namówił do tego młodszego brata. I od tego czasu przychodzą tu razem. Jeden drugiemu dodaje w ten sposób otuchy.

- Zdaję sobie sprawę, że w ten sposób mogę komuś uratować życie - mówi Bartłomiej. - Wiem też, że w okresie wakacji takich osób jak my, w punktach krwiodawstwa jest mniej. Dlatego m.in. tu jesteśmy. Chcemy też zachęcić wszystkich młodych ludzi do oddawania krwi. Teraz my pomagamy, a być może w przyszłości ktoś pomoże nam.

Przeważają dziewczęta

Okazuje się, że w barlineckim punkcie krwiodawstwa zarówno w okresie wakacyjnym, jak i poza nim, codziennie krew oddaje około 20 osób.

REKLAMA

- Może to dziwne, ale tak właśnie jest - zapewnia Dariusz Olejnik lekarz, który m.in. opiekuje się krwiodawcami. - Oczywiście najlepiej jest w roku szkolnym, kiedy odwiedzają nas uczniowie. Wtedy chociażby gościmy u siebie młodzież z Dębna. Co ciekawe, przeważają dziewczęta. Oczywiście przychodzą też do nas miejscowi uczniowie. Bardzo dobrze, pod tym względem, współpracuje nam się z młodzieżą z Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych, przy ul. Szosowej w Barlinku. Dla najlepszych krwiodawców zawsze na koniec roku szkolnego mamy nagrody. Być może wszystko to wpływa na fakt, że nawet podczas wakacji gościmy ich u nas.

Tracą premie

Każdy, kto w Barlinku oddaje krew otrzymuje talon na 15 złotych i zwrot kosztów podroży, jeżeli jest spoza miasta. Dla najwytrwalszych, po kilku latach oddawania krwi, są leki sprzedawane po cenach ryczałtowych.

Okazuje się jednak, że krwiodawcy natrafiają na problemy. Szczególnie - pracujący. Pracodawcy, z niewielkimi wyjątkami, patrzą na nich niechętnie. Odbija się to chociażby na premii, jaką mogą nagrodzić pracownika za brak absencji w danym miesiącu. Wizytę w punkcie krwiodawstwa traktują bowiem, jako nieobecność w pracy.

Źródło/Foto: gs24.pl