Serwis informacyjny mieszkańców Barlinka i okolic

 

Barlinek Inwestycje Sp. z o.o.

 

BORNE FURNITURE Sp. z o.o.

 

SEWD Centrum Drewna

 

Barlinek Inwestycje Sp. z o.o.

 BORNE FURNITURE Sp. z o.o.

 SEWD Centrum Drewna


 piątek 26 kwietnia 2024r.   imieniny: Artemon, Klaudiusz, Marcelin

Reklama

A A A
0 1 1 1 1 1
Image
Co was tam czeka?
Do gimnazjów trafi w tym roku ponad 400 tysięcy uczniów. Prawie połowa z nich nie dowie się skąd się wziął renesans. Dowie się co to wyścig szczurów, przemoc i berek cwelony. Witajcie w szkolnym piekle.

Przeciętnemu polskiemu gimnazjaliście najlepiej wychodzi pisanie. Zaproszeń i ogłoszeń zadanych na egzaminie gimnazjalnym. Nie potrafi już za to na egzaminie wyjaśnić, z czego wyniknął melodyjny charakter wiersza. Myli też średnicę figury geometrycznej z jej obwodem i nie potrafi obliczyć procentu z liczby. Połowa (!) gimnazjalistów nie ma bladego pojęcia o tym, że matematyka może przydać się w życiu. – Prawda jest taka, że poziom wiedzy, jaki w ubiegłym roku wyniósł mój syn z typowego polskiego gimnazjum, byłby żenujący, gdyby nie moja ciężka praca i zatrudniona przeze mnie armia korepetytorów – przyznaje Barbara Chwatiuk, właścicielka niewielkiej firmy z Katowic. Ma ona jeszcze jednego, młodszego syna, 13-latka. – W tym roku obiecałam sobie, że nie popełnię błędów – zapewnia. – Zaczęłam od stawiania pytań.

Pytań jest sporo. Wydawać by się mogło, że na niektóre odpowiedź jest prosta. Większość rodziców za szczyt marzeń uważa renomowane, publiczne gimnazjum, do którego trafiają wybrańcy. Jednak tam najpierw trzeba się dostać – decydują o tym oceny ze szkoły podstawowej, wyniki testu na koniec szóstej klasy, a często także dodatkowe wewnętrzne sprawdziany gimnazjum. Nic więc dziwnego, że wielu zdesperowanych rodziców decyduje się dziś nawet na fikcyjną przeprowadzkę z dziećmi i zmianę adresu zameldowania w pobliże szkoły. Pomocne są w tym szczególnie odpowiednio rozlokowane babcie i znajomi. Uczeń z rejonu dostaje się bowiem do dobrej szkoły bez egzaminu. Potem jednak i gimnazjalista, i jego rodzice muszą się liczyć z godzinami spędzonymi w korkach, bo mieszkają przecież tam, gdzie mieszkali. Tymczasem – jak coraz częściej zauważają naukowcy – wiele renomowanych gimnazjów uczy wyłącznie poprawnego rozwiązywania testów, rzadziej samodzielnego myślenia i rozwijania pasji. Liczą się w nich nie uczniowie, ale ich wyniki.

Tłok w klasie

– To zwykły wyścig szczurów. Dlatego takie gimnazja pełne są samotnych, zestresowanych dzieciaków niepotrafiących dotrzymać kroku prymusom – ostrzega profesor

Krzysztof Kruszewski z Wydziału Pedagogicznego Uniwersytetu Warszawskiego.

Może więc lepiej wybrać gimnazjum bez większych wymagań, za to tuż za rogiem, w którym dziecko poczuje się swojsko, bo znajdzie wielu kolegów z podwórka? Co prawda będzie to najpewniej pełne przemocy gimnazjum z 40-osobową nawet klasą, ale do którego nie trzeba zdawać żadnych egzaminów...

– Nie radziłbym – ostrzega doktor Maciej Jakubowski z Wydziału Nauk Ekonomicznych Uniwersytetu Warszawskiego, który badał wpływ wielkości klasy na wyniki uczniów. – Tłok w klasie sprawi, że dziecko nie będzie miało większych szans na otrzymanie odpowiedniej porcji wiedzy. Może zatem lepsze perspektywy czekają gimnazjalistę w szkole bardzo kameralnej?

– Też nie – mówi doktor Jakubowski. – Zbyt mała liczba uczniów to mniejsza szansa na to, że nasze dziecko znajdzie kolegów na podobnym poziomie intelektualnym, że będzie się odpowiednio w grupie rozwijać. Czy w takim razie lepiej rozwinie się na prowincji, czy w dużym mieście?

– Statystycznie szkoły w miastach powyżej stu tysięcy mieszkańców uzyskują z egzaminu średnie wyniki wyższe niż szkoły w mniejszych miastach i szkoły wiejskie, a szkoły niepubliczne – wyniki nieco wyższe niż szkoły publiczne – wyjaśnia Tadeusz Mosiek z Wydziału Egzaminów dla Uczniów Gimnazjów Centralnej Komisji Edukacyjnej. Tyle tylko, że statystyki nie wyjaśniają wszystkiego. Nie do końca jeszcze wiemy, dlaczego na przykład wiejskie gimnazja mają często lepsze wyniki w nauce niż szkoły w małych miasteczkach, a w części humanistycznej egzaminu w ubiegłym roku najniższy średni wynik miała szkoła położona w mieście powyżej 100 tysięcy mieszkańców. I dlaczego w takich Żorach (62 tysiące mieszkańców) publiczne gimnazja w osiągnięciach biją na łeb renomowane publiczne i niepubliczne szkoły z wielkich miast.

REKLAMA

Odtwórczy i sztampowi

– Co zatem mamy robić? – głowi się dziś większość z prawie 900 tysięcy rodziców polskich 13-latków. I słusznie, bo eksperci w jednym są zgodni: to nie podstawówka i nie liceum, ale właśnie gimnazjum ma największy wpływ na to, czy nasze dziecko odniesie w późniejszym życiu sukces. Intelektualny i materialny.

Tymczasem okazuje się, że aż 40 procent absolwentów polskich gimnazjów nie ma pojęcia, że renesans narodził się we Włoszech, co trzeci uczeń nie kojarzy czasów króla Stanisława Augusta z rozbiorami, a połowa nie potrafi obliczyć zużycia paliwa w samochodzie i odczytać zwykłej mapy. To także wynika z ubiegłorocznych wyników egzaminów gimnazjalnych. I co potwierdza wydaną rok wcześniej opinię polskich badaczy, którzy w ramach Programu Międzynarodowej Oceny Umiejętności Uczniów PISA OECD zauważyli, że uczniowie polskich gimnazjów w umiejętności twórczego rozumowania znacznie odstają od swoich zachodnich kolegów. Są odtwórczy, nie potrafią samodzielnie wymyśleć najprostszego eksperymentu. Winą za to naukowcy obarczyli szkołę. Bo uczy rutynowo i wycinkowo. I zaproponowali, by w Polsce przeprowadzić publiczną debatę pod znamiennym tytułem „Syndrom niedokończonej reformy”*. Debata jak dotąd się nie odbyła.

– Polskie gimnazja wciąż są nastawione na wpajanie uczniom regułek – wyjaśnia profesor Kruszewski. – Te lepsze potrafią robić to w taki sposób, by przełożyło się to na wyniki testów, te gorsze nawet tego nie potrafią.

Egzamin gimnazjalny z ubiegłego roku ujawnił, że z co 10. polskiego gimnazjum nastolatek nie wyniesie nic. Może poza siniakami. – W 10 procentach gimnazjów uczniowie nie zdobyli na egzaminie żadnych punktów! – załamuje ręce profesor Krzysztof Konarzewski z Instytutu Psychologii PAN.

Te dane są szokujące. Bardziej szokujące jest to, że wynikami egzaminów w gimnazjach nikt się nie zainteresował, z Ministerstwem Edukacji włącznie.

– Zostaliśmy z tym problemem sami – przyznaje Piotr Zaczkowski ze śląskiego kuratorium oświaty. – My i dyrektorzy kiepskich szkół, bo większość z nich bezradnie rozkłada ręce. Nie mogą zbyt wiele zrobić bez poparcia resortu, bez pieniędzy na dokształcanie słabych nauczycieli, bez rządowego pomysłu na to, jak uzdrowić sytuację w szkole położonej w okolicy, w której panują marazm i bezrobocie. I zakamuflowany analfabetyzm.

Gdy zapytaliśmy ministerstwo o przyczynę braku reakcji, otrzymaliśmy odpowiedź, że: „MEN przypomniało kuratorom o możliwości stosowania programów poprawy efektywności w zakresie dydaktyki, opieki i wychowania w trybie art. 34 ustawy o systemie oświaty”.

Przemoc nauczycielem

Skoro przeciętny gimnazjalista przez trzy lata nauki w szkole nie zdoła się dowiedzieć, gdzie narodziło się odrodzenie, to może chociaż szkoła zapewni mu bezpieczeństwo i rozwój w przyjaznej atmosferze. By rozwiać i te złudzenia, wystarczy zapytać przeciętnego gimnazjalistę, co to jest berek cwelony. Nieświadomym wyjaśniamy: gimnazjalista znienacka zachodzi kolegę od tyłu, przytrzymuje go siłą i pozoruje stosunek płciowy.

– Nie twierdzę, że za PRL panowała w szkole sielanka, wręcz przeciwnie. Ale tak źle jeszcze nie było. Dziś najważniejszym nauczycielem w polskim gimnazjum stała się przemoc – mówi profesor Janusz Czapiński, psycholog społeczny z Uniwersytetu Warszawskiego, ekspert ogólnopolskiego programu „Szkoła bez przemocy”. Właśnie z badań Czapińskiego jednoznacznie wynika, że największa agresja wobec nauczycieli i kolegów pojawia się w gimnazjach: na chamstwo uczniów skarży się tylko 15 procent nauczycieli szkół podstawowych i 21 procent ponadgimnazjalnych. Za to aż 27 procent nauczycieli gimnazjów. – To nie tylko przemoc fizyczna i psychiczna. To także coraz większy cynizm i obojętność całej szkolnej społeczności wobec zła – dodaje Czapiński. Profesor podstawowej przyczyny eskalacji gimnazjalnej przemocy upatruje w reformie oświaty. – Skracając dzieciom podstawówkę, wyrwano je z poczucia bezpieczeństwa, które budowały razem ze swoimi znanymi dobrze nauczycielami – uważa psycholog. Z opublikowanych w styczniu tego roku badań socjologów z Uniwersytetu Łódzkiego, którzy przyjrzeli się między innymi gimnazjom (łódzkim), wynika, że – zdaniem samych uczniów – na agresję najbardziej narażeni są ich chuderlawi koledzy: tak odpowiedziało 45 procent ankietowanych. Przechlapane mają również szkolni pupile, uczniowie z biednych rodzin (14 procent) i wreszcie ci, którzy mają problemy z nauką (13 procent). Najlepsza pogoda panuje dla dzieci bogatych.

Brutalne reguły

Przemoc szkolna ma wiele odcieni. Coraz częściej objawia się przy zastosowaniu nowych technologii. W zimie po Internecie hulał film z 15-letnią Ulą z Opola. Ula oddaje się koledze w toalecie. Wczesną wiosną widzieli to już wszyscy gimnazjaliści z Opola. Kiedy Ula przechodziła ulicą, krzyczeli za nią: „Ty kurwo!”. W marcu podcięła sobie żyły. Na szczęście dziewczynkę uratowano. – Młodzi ludzie czują się w otaczającej ich rzeczywistości coraz mniej pewnie, są coraz mniej odporni na stresy – wyjaśnia psycholog Anna Resler-Maj z Kliniki Psychiatrii Wieku Rozwojowego Akademii Medycznej w Warszawie.
Artysta plastyk z Bydgoszczy Grzegorz Pleszyński, który prowadzi zajęcia ze sztuki z gimnazjalistami, widzi to tak: – Nastolatek to dziecko, które już chce w życiu czegoś ważnego szukać, eksperymentować, czasem pobłądzić. Dlatego potrzebuje oparcia, przewodnika, kogoś, kto doradzi mu, jak poradzić sobie z napięciami, ale też wskaże mu najlepsze, najciekawsze drogi opisania świata. Czy oparcie w szkolnym pedagogu miał szansę znaleźć gimnazjalista z Jarosławia, który obrzucił kamieniami szczeniaka? I robił to z taką pasją, że poranionego psa trzeba było uśpić. Co wyniósł ze szkoły uczeń gimnazjum z Lubelszczyzny, który rozprowadzał wśród szkolnych kolegów podrobione kartki obiadowe i sprzedawał im filmy pornograficzne? Co nauczyciel powiedział o Żydach 10 gimnazjalistom z Andrychowa, którzy pod koniec ubiegłego roku umieścili w necie własnej produkcji filmik pod tytułem „Rozstrzelanie”?

– Młodzież ma wpojone przekonanie, że świat jest brutalny i rządzi się coraz bardziej brutalnymi regułami – ocenia Grażyna Małkowska, pedagog szkolna i autorka sztuki „Blackout”, która poświęcona jest przemocy w polskiej szkole.

Kopnął Piotruś

Ale w gimnazjum kwitnie także przemoc nauczycieli wobec uczniów. Opublikowane właśnie badania firmy SMG KRC wykazały, że aż 23 procent gimnazjalistów skarży się na agresję ze strony pedagogów.

– Nauczycielom coraz częściej puszczają nerwy – przyznaje Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego. I dodaje, że dzieje się tak po pierwsze, dlatego że wciąż w Polsce nauczycieli nie szkoli się pod kątem pracy wychowawczej z młodzieżą, a po drugie, zabrano im wiele narzędzi, którymi kiedyś mogli się posługiwać. – Kiedyś krnąbrnego ucznia piętnowano za złe zachowanie na szkolnym apelu – wyjaśnia. – Dziś nie wolno tego robić, bo uznano, że naruszałoby to godność młodzieńca.

W związku z tym wielu pedagogów zamiata problem pod dywan lub na agresję odpowiada agresją. Albo stara się pozbyć problemu w najprostszy z możliwych sposób. Na przykład wzywa policję, bo we wrześniu ubiegłego roku nadano mu prawa funkcjonariusza publicznego. I jego znieważenie ściga się dziś z urzędu. Może też poskarżyć się na zachowanie ucznia dyrektorowi szkoły.

– Kopnął Piotruś nauczycielkę, to Piotrusia ze szkoły wyrzuciłem – mówi bez ogródek Andrzej Cichoń, dyrektor Gimnazjum numer 73 w Krakowie. Cichoń słynie z kilku innych niekonwencjonalnych metod wychowawczych. Od kilku lat na zakończenie roku rozdaje discmany tym podopiecznym, którzy nie opuścili ani jednego dnia szkoły bez lewego usprawiedliwienia. Trzy lata temu rozdawał 200 discmanów, a w tym roku już tylko 18. Dlaczego? Może dlatego, że zdaniem wielu psychologów, ale także samych nauczycieli, uczynienie z pedagoga funkcjonariusza niczego nie załatwia. – To tylko kolejny dowód na to, że w typowym polskim gimnazjum nauczyciel przestaje być przyjacielem ucznia, tylko staje się kimś, kto jest po drugiej stronie barykady, kimś, kto z założenia jest wrogiem, kimś, kto słyszy, a nie słucha – mówi gimnazjalny matematyk Grzegorz Nicpoń, który przez swoich wychowanków gremialnie nazywany jest i przyjacielem, i mistrzem. Zdaniem Piotra Machowskiego, dyrektora Prywatnego Gimnazjum numer 8 imienia Mikołaja Reja w Krakowie, publiczne gimnazja mają jeszcze jeden poważny problem.

– Nie stanowią wspólnot z jasno wytyczonym kodeksem postępowania, w których wszystkim na sobie zależy, w których o problemach rozmawiają po partnersku, życzliwie wszyscy: uczniowie, rodzice i nauczyciele – uważa Machowski. W jego gimnazjum przemoc praktycznie nie istnieje, choć nie ma w nim kamer. Może dlatego, że klasy są niewielkie, a reguły gry jasno określone. Podobnie jak w wielu innych prywatnych gimnazjach, w których jednak za spokój dziecka trzeba zapłacić comiesięczne czesne.

Ogólnie spoko szkoła

W kilkudziesięcioosobowej klasie w szkole publicznej też są jasne reguły. Tyle że często nieco odmienne. Na Portalu Edukacyjnym niejaki Lord zachwala swoje warszawskie gimnazjum: „Jest fajnie. Jak ci się coś nie podoba, można spuścić łomot nauczycielowi, alkohol tolerowany, ziółko się znajdzie, ogólnie spoko szkoła”. Co robić? Według Sławomira Broniarza z ZNP rodzice i ich dzieci powinni postawić na dobrych nauczycieli. Wprowadzone przez reformę zewnętrzne egzaminy w gimnazjach mają jedną zaletę: obiektywnie pokazują nie tylko słabe i mocne strony uczniów, ale także ich pedagogów. Pozostaje wierzyć, że większości gimnazjalistów uda się trafić w ręce takich nauczycieli jak Grzegorz Pleszyński. Człowieka, który namówił już wielu uczniów i ich nauczycieli, by w ramach wspólnej akcji „Antydepresyjna szkoła” starali się w niej mimo wszystko żyć. A nawet, o dziwo, uśmiechać.

Źródło/Foto: przekroj.pl 
Anna Szulc

Dodaj komentarz


Wpisy wulgarne, zawierające błędy ortograficzne, hejt, kłótnie, obsceniczne czy obrażające innych komentatorów i naruszające podstawowe zasady netykiety (np. pisane DUŻYMI LITERAMI), nie będą publikowane. Zapraszamy do kulturalnej dyskusji. Nie odpowiadamy na anonimowe komentarze. Zauważyłeś, że któraś opinia łamie prawo lub dobry obyczaj? Napisz do nas redakcja@barlinek24.pl lub użyj przycisku "Zgłoś administratorowi". Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników. Redakcja nie odpowiada za treść komentarzy. Prosimy nie podpisywać anonimowych komentarzy z imienia i nazwiska. Regulamin komentarzy.

Twój komentarz nie został opublikowany? Skorzystaj z fb i komentuj pod postem na naszym profilu B24.

Kod antyspamowy
Odśwież