Serwis informacyjny mieszkańców Barlinka i okolic

 

Barlinek Inwestycje Sp. z o.o.

 

SEWD Centrum Drewna

 

WATEX sp. z o.o.

 

LUX-TRANS

 

Barlinek Inwestycje Sp. z o.o.

 SEWD Centrum Drewna

 WATEX sp. z o.o.

 LUX-TRANS


 wtorek 16 lipca 2024r.   imieniny: Andrzej, Benedykt, Stefan

Reklama

A A A
Image
Nepal Expedition
Witam, relację tę piszę w pierwszej osobie, ponieważ od 4 dni nie mam kontaktu z Jarkiem, który jest kilkaset metrów wyżej niż ja. Zacznę jednak od początku. Jak pisaliśmy w ostatniej relacji "GBS Bank Nepal Expedition" dotarła do wioski Dzonghla, która stała się dla nas bazą wypadową na Cholatse.

Po uruchomieniu telefonu satelitarnego i sprawdzeniu na kilku mapach wysokości, okazało się, że jesteśmy wyżej niż przypuszczaliśmy - znajdowaliśmy się prawie na 4900 metrów. Wysokość tę osiągnęliśmy już po 4 dniach karawany z Lukli... Czuliśmy się dobrze i planowaliśmy pierwsze wyjścia aklimatyzacyjne.

Nie pisałem dotychczas, że od początku współdziałamy z 4-osobową warszawską wyprawą na Cholatse, w składzie której znajdują się Jakub Radziejowski i Maciej Ciesielski - jedni z najlepszych polskich alpinistów obecnego pokolenia. Wyprawa warszawska działa pod patronatem i przy finansowym wsparciu Polskiego Związku Alpinizmu. Ponieważ celem zarówno ich jak i naszej wyprawy jest ta sama góra, postanowiliśmy połączyć siły i już na etapie przygotowań w Polsce podzieliśmy sie zadaniami - wspólnie załatwialiśmy bilety lotnicze, organizowaliśmy karawanę, kontaktowaliśmy się z agencją górską w Kathmandu itd. Wspólnie też dotarliśmy do Dzonghli, gdzie mieliśmy rozpocząć właściwą akcję górską. Wszyscy odczuwaliśmy oczywiście wysokość, jednak najgorzej znosił ją Jakub - lider wyprawy warszawskiej, wspinacz z największym doświadczeniem z nas wszystkich.

REKLAMA

Postanowiliśmy odpocząć i dać Jakubowi czas na dojście do siebie. Jednak całą pierwszą noc kaszlał, spał też w dzień, nie wstawał na jedzenie, pojawiły się wymioty, zataczał się przy chodzeniu, właściwie nie był w stanie chodzić. Drugiej nocy wyraźnie spłycił i skrócił mu się oddech, ciągle kaszlał - wszystko wskazywało na chorobę wysokościową. O drugiej w nocy wstaliśmy i zbudziliśmy Kubę - okazało się, że jest prawie nieprzytomny, ma problemy z wypowiadaniem się, w zasadzie nie ma z nim kontaktu. Ubraliśmy go prędko, podaliśmy Diamox (lek na obrzęk mózgu i płuc, które powoduje choroba wysokościowa) i mocno wystraszeni, ale i zdeterminowani, zaczęliśmy go znosić na dół. Jedynym ratunkiem był tlen, a tego w powietrzu jest więcej na mniejszej wysokości.

Najbliższa niżej położona wioska z polowym szpitalem to Pheriche - 600 metrów niżej. Czekały nas minimum 4 godziny schodzenia górska ścieżką w dół niosąc Kubę na plecach. A wszystko to po ciemku, tylko przy świetle czołówek. Wiedzieliśmy jednak, że te kilka godzin może zdecydować o tym, czy Kuba przeżyje. Nie jestem w stanie opisać jak trudna była to akcja i ile sił nas kosztowała. Po 6 godzinach dotarliśmy do Pheriche i oddaliśmy Kubę w ręce lekarzy. Natychmiast podali mu tlen, zbadali, podali leki. Stwierdzili początek obrzęku zarówno mózgu jak i płuc... Po krótkiej naradzie jednoznacznie zalecili przelot śmigłowcem do szpitala w Kathmandu... Pozostawanie na tej wysokości byłoby dla Jakuba zbyt niebezpieczne, dla niego wyprawa się zakończyła, a my wszyscy zrozumieliśmy w jak niebezpieczną grę gramy...

Zmęczeni, ale szczęśliwi (jak powiedział Maciek, partner Kuby z wyprawy warszawskiej - "niecodziennie ratuje się człowiekowi życie") wróciliśmy do Dzonghli.

Ja niestety następnego dnia dostałem wysokiej gorączki i kaszlu, podobne objawy miało 2 pozostałych członków wyprawy warszawskiej. Zdecydowaliśmy się zejść niżej, wypocząć i po kilku dniach wrócić do góry. Jarek, który z nas wszystkich czuł się najlepiej postanowił tego dnia samotnie wyjść z namiotem na przełęcz Chola Pass (ok. 5400 m), przenocować w celu uzyskania lepszej aklimatyzacji i następnie wyjść na nienazwany szczyt o wys. 5666 metrów. Nie wiem, czy ten plan mu się powiódł, ponieważ dopiero dziś, po 4 dniach leczenia antybiotykami, wracam do góry i się z nim spotkam. Moja kondycja jest średnia, po przebytej infekcji jestem mocno osłabiony, mam jednak nadzieję, że przez najbliższe półtora tygodnia dojdę do siebie i zdążymy z Jarkiem zaatakować szczyt. Nie wiem tylko, czy zdążę z aklimatyzacją...

Trzymajcie kciuki za pogodę i zdrowie
Pozdrawiam w imieniu swoim i Jarka
Członkowie GBS Bank Nepal Expedition

Ps. Niestety nie mam technicznej możliwości wysłania zdjęć.

 

  

Dodaj komentarz


Wpisy wulgarne, zawierające błędy ortograficzne, hejt, kłótnie, obsceniczne czy obrażające innych komentatorów i naruszające podstawowe zasady netykiety (np. pisane DUŻYMI LITERAMI), nie będą publikowane. Zapraszamy do kulturalnej dyskusji. Nie odpowiadamy na anonimowe komentarze. Zauważyłeś, że któraś opinia łamie prawo lub dobry obyczaj? Napisz do nas redakcja@barlinek24.pl lub użyj przycisku "Zgłoś administratorowi". Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników. Redakcja nie odpowiada za treść komentarzy. Prosimy nie podpisywać anonimowych komentarzy z imienia i nazwiska. Regulamin komentarzy.

Twój komentarz nie został opublikowany? Skorzystaj z fb i komentuj pod postem na naszym profilu B24.

Kod antyspamowy
Odśwież